Po wojnie Mielno opustoszało, po ewakuacji i ucieczce ludności niemieckiej. W 1947 r. urzędowo przyjęto obecną nazwę – nawiązującą do „mielizny” i kaszubskiego „miałki” („płytki”) – w miejsce niemieckiego Großmöllen. Polscy osadnicy stopniowo zasiedlali dawne rybackie chaty, a hotele i reprezentacyjne wille przejęło państwo. W 1949 r. oddano je w zarząd Funduszu Wczasów Pracowniczych, realizującego hasło „Wczasy zdobyczą klasy robotniczej”.
Pierwsi powojenni wczasowicze pojawili się w Mielnie w 1946 r. i szybko zderzyli się z niechęcią mieszkańców, którzy widzieli w nich „turystyczną stonkę” wykupującą deficytowe towary. Dla państwowych zarządców ośrodków byli nieustannym źródłem skarg: na pogodę, ciasne pokoje bez widoku na morze i – przede wszystkim – mizerne wyżywienie. W dawnym hotelu Böttchera, przemianowanym na „Wczasową Dolę”, turnus z lata 1959 r. ochrzcił obiekt „wczasową niedolą”. Powód? Obiady z kaszy lub ryżu i ziemniaków, słona kawa, niesmaczna herbata serwowana w brudnych wazach oraz personel zajęty kłótniami o to, kogo obsłużyć. Pojawienie się dorsza z surówką uchodziło za prawdziwe święto.
W latach 50. i 60. nadmorski handel, jak cała socjalistyczna gospodarka, cierpiał na chroniczne braki. „W kiosku GS nie ma trwałych wędlin ani sera” – alarmował „Głos Koszaliński” w reportażu Pełnia sezonu i kłopotów, cytując sprzedawczynię, która nabiał musiała zamawiać z czterodniowym wyprzedzeniem. W kiosku plażowym brakowało żyletek, filmów i „innych bardzo potrzebnych artykułów”; ratunkiem był jedynie dobrze zaopatrzony barakowóz Centrali Rybnej.
Dopiero w latach 70. i 80. na promenadzie pojawiły się prywatne budki z lodami, goframi, frytkami, kurczakami z rożna, smażoną rybą oraz sensacją przywiezioną z Krakowa – zapiekankami z pieczarkami, cebulą i serem. Plażowy głód wreszcie miał szansę zostać zaspokojony.
W latach 50. i 60. wejście na strzeżone plaże Mielna, Sarbinowa i okolic było biletowane – w 1956 r. kosztowało 2 zł (dla porównania „Głos Koszaliński” – 20 gr). Przy wejściu można było wypożyczyć wiklinowy kosz, kajak lub rower wodny ‑ „pedeluks”, choć ten ostatni często spoczywał za wydmami, więc nikt nie chciał go taszczyć nad brzeg. Parawany były rzadkością, wczasowicze kopali sobie osłonę, tzw. grajdoły. Po piasku krążyli sprzedawcy z lodami i ogórkami małosolnymi, zachwalając towar rymowanką „Ogóreczki małosolne, w wyglądzie frywolne!”. Na Jamnie dodatkową atrakcję stanowiły przejażdżki motorową „Syrenką” oraz przerobioną szalupą o wdzięcznej nazwie „Słoń”.
W deszczowe dni wypoczywający w Mielnie nie narzekali na nudę. Instruktorzy kulturalno‑oświatowi – słynni kaowcy – organizowali zabawy „zgaduj‑zgadula”, turnieje ping‑ponga, rozgrywki szachowe i brydżowe. Domy wczasowe miały własne biblioteki, radia, adaptery, a niekiedy nawet pianina. Zanim dotarł tu sygnał telewizyjny, hitem był przyjazd kina objazdowego, dostępny jednak tylko dla gości ośrodków FWP. Później Mielno dorobiło się dwóch sal – Fali (w domu wczasowym Jantar) i Hawany, a w 1968 r. w Unieściu ruszyło letnie kino Muszelka.
W latach 50. i 60. szefem kultury FWP w Mielnie był Władysław Turowski – autor hymnu Koszalina i licznych piosenek o ziemi koszalińskiej. Z jego inicjatywy w Klubie Prasy i Książki (dawne „Morskie Oko”, dziś kawiarnia Floryn) odbywały się „czwartki koszalińskie”, podczas których lokalni literaci i prelegenci przybliżali wczasowiczom sprawy regionu. Ośrodki FWP zapraszały też:
aktorów koszalińskich scen,
mieleński zespół „Ławica” z programem Tysiącletnim szlakiem piosenki żołnierskiej,
studenckie kabarety z Poznania i Śląska,
artystów teatrów warszawskich i wrocławskich,
operetki z Poznania i Gliwic.
Dzięki Turowskiemu letnicy w Mielnie mogli liczyć na bogaty kalendarz koncertów, spektakli i spotkań autorskich, które skutecznie wypełniały pochmurne dni nad Bałtykiem.
Rok 1989 zakończył erę PRL i dotychczasowy model wypoczynku nad Bałtykiem. Stopniowa prywatyzacja dawnych domów wczasowych FWP oraz gospodarcza liberalizacja otworzyły drogę dynamicznemu rozwojowi handlu, gastronomii i rozrywek. Spokojne wioski sprzed wieku przekształciły się w tętniące życiem kurorty, w których atmosfera wakacji trwa aż do późnych godzin nocnych.